Gazelka, taka ksywke dostalam od Ariel, po mojej skocznej ucieczce w tyl kiedy zobaczylam na swojej drodze WEZA. Oboje sie siebie przestraszylismy, bo ja zaczelam biec do tylu i prawie przewrocilam Ariela, a waz uciekl sobie w trawe. Strasznie, ale to strasznie boje sie wezy bleee i spotkanie jakiegos to jest moj najwiekszy koszmar. Jak juz w hotelu dostalimy kartke ze zdjeciami i opisem najpopularniejszych wezy w okolicy (jadowitych i nie) to troszke sie zestresowala. Ale jakie jest prawdopodobienstwo spotkania weza w bialy dzien na srodku drogi? Przeciez on nie czeka na turyste i generalnie w dzien sobie spi czy ukrywa sie w trawie. Zebym nie musiala podskakiwac na szelest kazdej trawki ( a i tak zdazylo mi sie pare razy krzyknac) Ariel szedl pierwszy i odstraszal wszelka zwierzyne swoimi glosnymi krokami. Jestem pewna, ze weza by nie zauwazyl bo nawet pod nogi nie patrzyl. Szlismy sobie tak pare godzin i w pewnym momencie wyprzedzialam Ariela (robil zdjecie chyba) i po 5 minutach (pierwszych i ostatnich ) mojego przodowania zbaczylam malego, cienkiego brazowego weza. Jak juz przeskoczylam Ariela ;-) i sie uspokoilam (lezki polecialy) to stwierdzilam, ze nie ide dalej i zawracamy....Ariel sile przekonywania ma bo poszlismy dalej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz